niedziela, 1 lutego 2015

Od Shiro c.d. Deux'a

 W ostatnim czasu udało mi się dołączyć do klanu. Jak to ja nie było mi zbyt łatwo... Może nie było tu wiele osób, a mianowicie były to dopiero nowe początki stada, ale jakoś i tak nie mogłem się tu odnaleźć. Wciąż myślałem o swoim starym koncie... Ach jakbym ja chciał tam wrócić jednak teraz to już jest nie możliwe... Zostawiłem przecież tam tyle cennych rzeczy, których już nigdy nie odzyskam...
 Ale ja głupi, powinienem się w ogóle cieszyć, że udało mi się znaleźć klan takich jak ja i dodatkowo dach nad głową. Jednak co poradzić gdy się jest pesymistą i wszystko się widzi w ciemnych barwach nie zwracając uwagi na żadne najdrobniejsze zalety.

 Było już dość ciemno, przez to, że nie byłem za dobry (niestety nigdy nie miał mnie kto nauczyć...) w polowaniach wciąż ganiałem za tym samym zającem przez dłuższy czas, zauważyłem, że po trochu się oddalam od poznanych miejsc jednak pomyślałem, że raczej powinienem trafić po swoich śladach. W końcu udało się... Mały futrzak zaczął opadać z sił. Przygniotłem go lekko łapą do ziemi by w razie czego nie dostał nagle przypływu energii i znowu gdzieś mi zwiał... Rozejrzałem się lekko dookoła.
" Ale sobie wycieczkę zrobiłem... '' - pomyślałem widząc całkiem inne miejsce.
 Nie daleko siedział jakiś czerwono-czarny wilk, momentalnie lekko się cofnąłem do tyłu. No pięknie... Znając mojego pecha jestem na czyimś terytorium... Trzeci dzień, a ja już bym miał wywołać jakąś wojnę? O nie, nie...
 Mimo to basior wydawał się być wyjątkowo spokojny... Uh dobre i to... Zerknąłem kątem oka na zająca, który wlepiał teraz we mnie swoje małe ślepia szybko mrugając. Zdecydowanie nie przepadałem za "takim" jedzeniem, które jest żywe, surowe i na dodatek ma futro, które się wszędzie przykleja do buzi... Huh, jednak w brzuchu kiszki już marsza zaczynały grać i co tu zrobić...
" Dzisiaj ci się poszczęściło... " - mruknąłem sobie i puściłem zwierzaka, który nieco zdziwiony, ale też nagle wystraszony pokicał dalej.
 Jedyne co to może jakieś się jagody albo porzeczki znajdą w drodze powrotnej... Odwróciłem się lekko za siebie wyszukując śladu by zacząć wracać... No i proszę.. kolejny pech... Już było wystarczająco ciemno by ziemia zlewała się w jedną ciemną plamę, a księżyc chyba najwidoczniej nie raczył dzisiaj wyjść zza chmur by mi pomóc...
 Trochę trudno było mi się przyznać obcemu, że nie znam drogi i się najzwyczajniej w świecie.. zgubiłem. Taki stary, a jeszcze się w lesie zgubił jak jakiś mały bachor... Meh... Mimo to podszedłem do nieznajomego i zacząłem z nim rozmawiać.
 Nie było mi jednak zbyt łatwo... Na jakiś czas nastał znowu cisza, ugryzłem się lekko w język i mruknąłem:
- A wiesz może... w którą strone jest Klan Nocy? - odparłem niepewnie i spojrzałem lekko na niego.

Deux?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz