Niegdyś cztery klany obejmowało władzę nad leśnymi terenami tego miasta, dziś pozostały tylko dwa. Dwie alfy w tym ja żyjemy w pokoju, gdyż nie uznajemy przemocy między takimi jak my- czyli wilkokrwistymi. Taki sojusz daje też inne możliwości niż tylko świadomość, że ten drugi nie zaatakuje cie z dnia na dzień. Możemy również swobodnie wędrować po ich terenie. Czemu nie połączymy naszych klanów? Cóż... Tylko jedena z nas mogłaby wtedy prowadzić stado, a druga ewentualnie zadowolić się stanowiskiem Bety. Takie rozwiązanie prowadzi do paru problemów, których można uniknąć. Dlatego lepiej zostawić podzielonym niż żyć w sporach o władzę.
Dziś wybrałam się nad granicę. Można powiedzieć, że na patrol, ale tak właściwie chciałam zobaczyć to miejsce-Dawno tu nie byłam, wiec warto odświeżyć sobie pamięć. Znajdowal się tu mały strumyk, który zawsze tętnił życiem. Małe rybki wesoło pływały pod powierzchnią od czasu do czasu wyskakując nad nią, by z efektownym chlupem powrócić do niej. Nie braknie też tu innych stworzeń takich jak jeleni czy zajęcy, które przychodzą się tu napisać czy żyjących tu na codzień płazów - teraz ich nie widać, gdyż resztki śniegu jeszcze okrywały zieloną trawę i łyse gałęzie drzew. Wolnymi krokami zbliżała się wiosna.
Również wolnym krokiem przemierzałam wzdłuż brzegu rzeczki przyglądając się swojemu wilczemu odbicie w wodzie. Zmieniłam się przez ten czas i nikt tego nie zaprzeczy. Na moim grzbiecie prezentowały się czarne skrzydła zdolne do wzbicia się w powietrze i zaniesieniu mojego ciała gdzie tylko tego sobie zapragnę. Na szyi nadal nosiłam moją fioletową obrożę od mojej mamy, która komponowała się z kolorem moich oczu. Czułam się wspaniale w tej postaci, jednak nie mogę zapomnieć o swojej ludzkiej formie i życiu, które nią tocze w mieście. Obeszłabym się bez tego, ale to część mnie.
Znalazłam sobie małe niezaśnieżone wzniesienie nad brzegiem. Położyłam się tam pozwalając by moje przednie łapy swobodnie zwisały za krawędź i delikatnie muskały taflę strumienia zskłucając przy tym moje odbicie. Byłam tu sama, a przynajmniej tak mi się wydawało. Przede mną znajdował się już teran Calli- alfy klanu Nocy. Mogła swobodnie patrzeć na żyjące tam stworzenia, choć nie różniły się niczym od tych na moim terytorium. Jelenie, łosie, zające, przepiórki i wiele innych, a wśród nich te bardziej niecodzienne jak smoki czy inne magiczne zwierzęta. Nie da się tego wyobrazić i zapewne opisać w grubej książce.
Wiatr delikatnie powiał mi w twarz zmuszając mnie do tego, by z przyjemnością przymknąć oczy. Kiedy je otworzyłam w oddali dostrzegłam wilczą sylwetkę. To pewnie jeden z wilków należących do klanu Calli- pomyślałam z zadoeoleniem. Wilk zmienił kierunek i teraz zaiast iść wzdłuż linii drzew szedł prosto w moją stronę. Przechyliłam nieco łeb na lewą stronę i czekałam na dalszy bieg wydarzeń. Zapewne wiedział, że go zauważyłam, wiec teraz nie ma opcji bym go zignorowała od tak. Jednak zastanawiało mnie jedno: co może ode mnie oczekiwać skoro mnie nie zna i jest z innego klanu? A może tego nie wie....
<Shiro? Wiem, że miało być krótkie ale... Naszło mnie xD >
sobota, 14 lutego 2015
Od Harumi
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz