Sobota, początek dnia... Jak dla mnie to było wystarczające dla zwykłego, codziennego i drobnego szczęścia. Mimo, że jak zwykle z lekkim uśmiechem szedłem wyglądając na wielce optymiste, który jak głupi cieszył się z dnia wolnego, to tak na prawdę wiedziałem, że dzień jak zwykle zleci mi bardzo szybko, a potem tylko niedziela i znowu szybko zbliżający się poniedziałek, który od początku zacznie nudną rutynę szkolnego życia.
Czasem się zastanawiałem po co tak naprawdę mi jest udawanie cieszącego się wszystkim człowieka (nie pomijając, że do tego zachowującego się jak jakiś głupek i ze zwyczajami podobnymi do małego dziecka). Co prawda śmieszyły mnie reakcje innych kiedy to dumni czuli się przy mnie wtedy "mądrzejsi". Gdyby tylko wiedzieli, że tak naprawdę się jedynie z nich nabijałem...
I teraz patrząc właśnie od strony realisty... Kolejny wolny czas, który powinienem spędzić na odpoczynku w domu zmarnuje właśnie na bezsensownum jak zwykle szwędaniu się gdzie mnie poniesie i myśleniu, które nic nadzwyczajnego mi nie da. Ach czyli po prostu normalny dla mnie dzień jak każdy inny.
Dookoła panowała niemal, że cisza. Ale taka przyjemna, którą przerywały jedynie czasem silniejsze powiewy wiatru. Na pogodę nie było za bardzo co narzekać, lekko przyblakłe niebo jednak nie informujące o żadnym nadchodzącym deszczu.
Z czasem gdy szedłem dało się coraz bardziej słyszeć jakieś dziwne dźwięki podobne hm... do płaczu? Rozejrzałem się lekko, jednak nic szczególnego nie rzuciło mi się w oczy. Dopiero kiedy byłem wystarczająco blisko zobaczyłem dziewczynę, która siedziała pod jednym z drzew z bladą, zmęczoną twarzą opartą o mokre ręce od łez.
Zatrzymałem się i chwilę wpatrywałem w nią myśląc co tak naprawdę mam zrobić. Przejść obojętnie nie chciałem, ale też i jednocześnie nie mogłem jej przecież przestraszyć samą swoją obecnością.
Najwyraźniej gdy podniosła lekko twarz zauważyła mnie, wycierając szybko załzawione oczy rękawem od bluzki. Mimo to nie odzywała się wpatrując teraz przed siebie.
Oczywiste było, że stało się coś złego i to nie była raczej błacha sprawa. W innym wypadku by tak tego nie przeżywała. Nie mogłem jednak dokładnie określić czy widze w jej oczach ból czy może strach, a może bezradność... Nigdy nie znałem się za bardzo na tym.
Ruszyłem do przodu w jej stronę i po chwili usiadłem obok trzymając ręce w kieszeniach i opierając lekko głowę o pień drzewa za nami.
Ciemnowłosa spojrzała kątem oka na mnie po czym przyciągnęła nogi do klatki piersiowej i oparła głowę o kolana. Uśmiechnąłem się lekko do niej.
Hah i jak tu teraz zacząć rozmowę? Pocieszanie innych często mi nie wychodziło i tylko pogarszałem sprawę więc nie wiedziałem czy zaryzykować tym razem. I też miałem wątpliwości czy dziewczyna zechce w ogóle powiedzieć mi co się stało, bo przecież zmuszać jej nie zamierzałem.
Siedziałem jeszczę przez chwilę w ciszy, a nieznajoma stopniowo zaczynała równomiernie oddychać po wcześniejszym, uspokajając się po woli.
Hmm... i co tu najpierw powiedzieć, imię? To też należałoby... Zawsze się lepiej rozmawia kiedy wiesz z kim masz do czynienia, jednak co dalej... zapytać wprost? W sumie nie miałem nic do stracenia, ale nie byłoby mi za dobrze mieć ją potem na sumieniu zwłaszcza, że by nie była niczemu winna.
Normalnie to bym pewniej już nawijał bezsensu o czym tylko się da, nie zwracając za bardzo większej uwagi czy mnie słucha, ale widząc jej stan wolałem pozostawić sobie trochę jak to ludzie mówią "powagi".
- Jestem Hao. - Odparłem w końcu niepewnie. - Co się stało... - zapytałem patrząc na nią. - ...że tak siedzisz sama na ziemi pod drzewem i do tego... no wiesz... w takim stanie.
Na jej policzku zawieruszyła się pozostała, mała łza, która teraz po woli skapnęła na materiał bluzki.
Kira?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz